top of page
mm

Polacy pokonali Ukraińców 3:1

Zaktualizowano: 12 cze

W pierwszym meczu towarzyskim przygotowującym do udziału w mistrzostwach Europy reprezentacja Polski wygrała 3:1 z Ukrainą, a ze swoich premierowych trafień w drużynie narodowej cieszyli się Sebastian Walukiewicz i Taras Romanczuk. Oprócz nich bramkę zdobył Piotr Zieliński. Debiuty w seniorskiej kadrze zaliczyli Jakub Kałuziński oraz Kacper Urbański, który na samym początku spotkania zmienił kontuzjowanego Arkadiusza Milika.

Szanse na to, że reprezentacja Polski zagra jeszcze kiedyś w identycznym składzie, w jakim rozpoczęła towarzyskie starcie z Ukrainą, są nikłe, jednak to nie założenie pierwszego garnituru było w piątek najistotniejsze. Pierwszy z dwóch sparingów przed wylotem na mistrzostwa Europy do Niemiec był jednocześnie jedynym, w którym selekcjoner Michał Probierz miał do dyspozycji szeroką kadrę zaproszoną na zgrupowanie w Warszawie. Z tej kadry do północy, czyli zaledwie kilkadziesiąt minut po zakończeniu spotkania, konieczne będzie wykreślenie nazwisk trzech piłkarzy, więc ci, co do których trener miał jakiekolwiek wątpliwości, otrzymali ostatnią szansę na ich rozwianie.


W podstawowej jedenastce biało-czerwonych znalazło się kilku zawodników, których trzeba uznać za pewniaków: Łukasz Skorupski między słupkami, Jakub Kiwior w obronie, Piotr Zieliński w środku pola czy Nicola Zalewski na lewym wahadle. Oprócz nich od pierwszej minuty mecz z Ukraińcami rozpoczęli ci, którzy wystąpili w finale baraży w Cardiff: Bartosz Salamon, Taras Romanczuk, Sebastian Szymański oraz ówcześni rezerwowi: Sebastian Walukiewicz i Adam Buksa. Dla obrońcy Empoli oznaczało to pierwszy od 11 listopada 2020 roku mecz z orzełkiem na piersi, bo mimo że Michał Probierz powołał go już po raz trzeci, to jednak do tej pory nie dał mu zagrać ani minuty. Nieco krócej na swoje kolejne mecze w reprezentacji czekali Michał Skóraś i Arkadiusz Milik (kolejno od września i października ubiegłego roku), którzy w piątkowy wieczór uzupełnili wyjściowy skład Polaków.


Spotkanie z Ukrainą rozpoczęło się dla naszej drużyny najgorzej, jak tylko mogło. I nie chodzi tu o stratę bramki, a o kontuzję, jakiej przy próbie odbioru piłki nabawił się Milik. Napastnik Juventusu Turyn długo nie podnosił się z murawy, a kiedy stało się jasne, że nie będzie w stanie kontynuować gry, został zniesiony z boiska. W jego miejsce na placu gry pojawił się debiutant – Kacper Urbański, który nominalnie jest ofensywnym pomocnikiem, jednak tym razem ustawiał się obok Buksy w pierwszej linii.


Jeśli chodzi o samą grę, to przez pierwsze 10 minut pod obiema bramkami nie działo się nic, a gdy już się wydarzyło, to natychmiast zakończyło się golem dla Polski. I to w dodatku po rzucie rożnym, a przecież nie dalej jak wczoraj brak skuteczności po stałych fragmentach gry był jednym z tematów konferencji prasowej z udziałem trenera Probierza. Tym razem z narożnika boiska dośrodkowywał Szymański, po walce w powietrzu futbolówka zatrzymała się w szesnastce. Sprytem wykazał się w tej sytuacji Walukiewicz, który w gąszczu nóg posłał ją do siatki, zaliczając swoje pierwsze trafienie w czwartym występie w narodowych barwach.


Rozochoceni Polacy po chwili zamknęli rywali pod ich własnym polem karnym, a z dystansu groźnie lewą nogą uderzał Zieliński. Potem, w 15. minucie do prostopadłego podania Zalewskiego dopadł Buksa, który lewą stroną wdarł się w pole karne i z ostrego kąta próbował zaskoczyć ukraińskiego golkipera. Ten strzał Bushchan jeszcze odbił. Ale po 60 sekundach po raz drugi wyciągał piłkę z siatki. Z lewej strony boiska w pole karne dośrodkowywał Zieliński, lotu futbolówki nie przeciął żaden z zawodników, a że zmierzała ona w światło bramki, to kibice zgromadzeni na PGE Narodowym mogli ponownie krzyknąć z radości.


Trzy minuty później z groźną kontrą ruszyli goście, jednak wobec szybkiej reakcji Polaków, Sudakov wygonił się do linii końcowej i zdołał wywalczyć jedynie rzut rożny. Od tej chwili ciężar gry na kilka minut przeniósł się na połowę biało-czerwonych. W obliczu dobrej organizacji biało-czerwonych w defensywie, nie przełożyło się to na żadne sytuacje.

Nasza drużyna w tym okresie również nie stworzyła zagrożenia pod bramką rywali. Zmieniło się to w 30. minucie, gdy rzut rożny – tym razem z drugiej strony boiska w porównaniu do tego, który przyniósł nam prowadzenie – wykonywał Skóraś, a do piłki w idealnym momencie wyskoczył Romanczuk. Świeżo upieczony mistrz Polski pewnym uderzeniem głową zaliczył premierowe trafienie w swoim trzecim występie w reprezentacji.


Pół godziny, dobra gra, wysokie prowadzenie – gdyby nie kontuzja Arkadiusza Milika, trzeba byłoby uznać ten czas za doskonały. Po minucie nastroje biało-czerwonych mógł zmącić Tymchyk, który po akcji Dovbyka znalazł się oko w oko ze Skorupskim. Strzał Ukraińca z bliskiej odległości fantastycznie nogą obronił golkiper Bolonii. Dziesięć minut później 33-latek był już bez szans, kiedy po dwóch podaniach przez środek boiska przed polem karnym sporo miejsca miał Dovbyk. Napastnik Girony takich okazji nie zwykł marnować i po szybkim przełożeniu piłki na lewą stopę oddał płaski strzał poza zasięgiem „Skorupa”. Był to ostatni gol w pierwszej części spotkania.


Druga połowa rozpoczęła się od ciekawej akcji Polaków. Po świetnym odbiorze Zielińskiego piłka trafiła do Zalewskiego, ten zrobił użytek ze swojej dynamiki, minął obrońcę i wrzucił futbolówkę na nogę Skórasia. Prawy wahadłowy zdecydował się na natychmiastowe uderzenie wolejem, ale mocno przestrzelił. Po tej sytuacji nastąpił okres, w trakcie którego mecz można byłoby określić jako zamrożony. Dopiero w 56. minucie impas przełamał Dovbyk. Napastnik Girony znalazł się z piłką po prawej stronie boiska, w swoim stylu zszedł na lewą nogę i mocno przymierzył. Na szczęście tym razem jego strzał został zablokowany.


Po godzinie gry Michał Probierz zdecydował się na kolejne cztery zmiany: Walukiewicza zmienił Bartosz Bereszyński, Romanczuka Jakub Moder, Urbańskiego drugi debiutant Jakub Kałuziński, a Zielińskiego Robert Lewandowski. Już kilkadziesiąt sekund później kapitan reprezentacji przyjął kierunkowo piłkę przy linii środkowej i pognał w kierunku bramki Ukraińców, napędzając szybki atak Polaków. Kontra po chwili spowolniła, piłka została wycofana do Kałuzińskiego, a ten zdecydował się na uderzenie – nieco zbyt lekkie, a już na pewno zbyt niedokładne.


Dokładnie, ale w środek bramki, w 73. minucie po wrzutce Szymańskiego z rzutu wolnego główkował Buksa. Georgiy Bushchan przeniósł to uderzenie ponad bramkę. Nieco ponad pięć minut później bardzo groźnie zrobiło się pod naszą bramką, kiedy strzał z bliskiej odległości Sudakova w hokejowym stylu obronił Skorupski. Golkiper Bolonii czujnością wykazał się także kilka chwil później, przecinając płaskie dośrodkowanie rozpędzonego Mudryka. Faktem jest jednak, że w tym momencie to goście byli stroną dominującą.


Na trzy minuty przed końcem podstawowego czasu gry swoją szansę miał Lewandowski, który po podprowadzeniu futbolówki i szybkiej wymianie podań z Buksą przymierzył technicznie w stronę dalszego słupka. Po interwencji ukraińskiego bramkarza piłka wyszła w tej sytuacji na rzut rożny. To była ostatnia akcja, po której w piątek pachniało golem. Ukraińcy znajdowali się jeszcze pod naszym polem karnym, ale swoich ataków nie kończyli uderzeniami.


7 czerwca 2024, Warszawa

Polska – Ukraina 3:1 (3:1)

Bramki: Sebastian Walukiewicz 10, Piotr Zieliński 16, Taras Romanczuk 30 – Artem Dovbyk 41


źródło: Łączy Nas Piłka

Comments


bottom of page